Agata Zbylut
CZY TEN KRAJ NAPRAWDĘ CHCE DZIEŃ PO DNIU OBSERWOWAĆ, JAK STARZEJE SIĘ KOBIETA?
„Czy ten kraj naprawdę chce dzień po dniu obserwować, jak starzeje się kobieta?” 1 – pytał Rush Limbaugh 2 , starając się zdyskredytować Hillary Clinton jako kandydatkę na prezydentkę Stanów Zjednoczonych. Wygląd, a dokładnie wiek, uznał za czynnik decydujący o jej kompetencjach. Ten sam wiek, który dał jej dwanaście lat doświadczenia w rządzie stanowym i osiem w Białym Domu jako partnerce prezydenta, a potem osiem lat jako senatorce. I chociaż Donald Trump jest o rok, a Joe Biden o cztery lata od Hillary Clinton starszy, ich kompetencji nikt nie rozpatrywał w kontekście estetycznym. Nic dziwnego. Już w Micie urody (1989) Naomi Wolf zwracała uwagę, w jak niesprawiedliwy sposób patrzymy na zmieniające się z wiekiem ciała kobiet i mężczyzn, uznając, że męskie starzeją się lepiej. „Nasze oczy szkolone są, by postrzegać czas na twarzy kobiet jako skazę, a na twarzy mężczyzn zaś jako oznakę charakteru” 3 .
Widok starszych mężczyzn, którym towarzyszą młodsze partnerki, jest więc kulturowo oczywisty. Zarówno w kinie, gdzie dziewczyny Jamesa Bonda zawsze były od niego sporo młodsze, jak i w parach spikerskich, prowadzących programy telewizyjne itp. Dojrzała kobieta przestaje być „trofeum”, którym można się pochwalić. I nie chodzi tylko o wygląd, ale również wymknięcie się z kategorii tzw. „«młodych kobiet», z towarzyszącymi jej przymiotami moralnymi, takimi jak świeżość, prostoduszność czy uległość, z jakimi mniej lub bardziej świadomie zwykło się ją wiązać” 4 . Z wiekiem stajemy się bardziej świadome własnych potrzeb i mniej podatne na manipulacje.
Nierównowaga dotycząca starzenia się ciał obu płci związana jest również z tym, że kobiety kulturowo są „bardziej cielesne” niż mężczyźni. „W sferze osaczających nas zewsząd przedstawień artystycznych, medialnych i reklamowych, tak jak w przeszłości, «nie ma praktycznie innego ciała prócz kobiecego»” 5 . Ubierając się, mężczyźni nie eksponują ciał. Wybierają przedmioty, które podnoszą ich status (drogie garnitury, buty, zegarki, samochody). A im ciało jest starsze, tym większe jest prawdopodobieństwo, że udało mu się dojść wyżej w kulturze promującej męską władzę polityczną i ekonomiczną. Przewaga ilościowa mężczyzn na wysokich stanowiskach i w polityce jest miażdżąca i widoczna chyba we wszystkich statystykach, jakie kiedykolwiek zostały opublikowane. Badania pokazują też, że im mężczyźni są starsi, tym częściej wybierają młodsze partnerki. „Porównując statystyki sporządzone na bazie ogłoszeń matrymonialnych, dowiedziono, że im starszy mężczyzna, tym większa była preferowana przez niego różnica wieku. Tak więc mężczyźni trzydziestoletni szukali partnerek o 5 lat młodszych, a pięćdziesięcioletni aż 10–20 lat młodszych” 6 .
Jako kobiety starzejemy się, przeczuwając, obserwując i znajdując naukowe potwierdzenie faktu, że towarzyszący nam mężczyźni pragną kobiet, które są od nas coraz młodsze. A nasze ciała są w odróżnieniu od męskich tak cielesne, jak tylko możliwe. Nasze ubrania mają podkreślać urodę, która w patriarchacie jest walutą o publicznie nadawanej wartości. Każdy może określić tę wartość, nagradzając starania komplementami, które kobiety powinny „umieć przyjmować”. Komentowanie kobiecego wyglądu jest kulturową normą, usytuowaną w systemie tak, że do tej pory wiele z nas postrzega je jako przejaw życzliwości zamiast emanacji władzy. Komplementy przypominają, że ogląd i ocena odbywają się ciągle, więc każdy z nich przekierowuje uwagę z sytuacji, akcji, działania, czyli bycia sprawczą, na wygląd i przyjemność, jaką powinnyśmy nim sprawiać.
Nic dziwnego więc, że wiele kobiet, które na to stać, wybiera chirurgię plastyczną. Nie czekają aż społeczeństwo stanie się bardziej egalitarne i pozwoli im się zestarzeć bez winy, w poczuciu, że ich doświadczenie i wygląd, który jest logicznym następstwem wiedzy i doświadczenia, są akceptowane i ważne. Doprowadza to paradoksu. Mam w głowie cytat z Naomi Wolf, która słusznie zauważa, że „Wymazywanie wieku z kobiecej twarzy jest jednocześnie wymazywaniem jej tożsamości, władzy i historii” 7 i dane statystyczne, które przypominają, że jeszcze dekadę temu (2014) w żadnym z najpopularniejszych filmów w roli głównej nie występowała kobieta mająca więcej niż czterdzieści pięć lat 8 .
Doprowadziło to do sytuacji, w której kobiety jednocześnie boją się zestarzeć, ale też czują presję, że powinny być naturalne. Zadbane i naturalne. „Jak spostrzegła Kathy Peiss (1996), w przeszłości klasa średnia uważała przeważnie widoczny makijaż za «cielesną hipokryzję». Sądzono, że kobieta przypisuje sobie cechy, których nie ma; kłamie własnym ciałem” 9 . Dziś ten sam mechanizm ostracyzmu stosowany jest w do ciał, które sięgają po anti‑aging. Nie chcemy, by starsze kobiety wyglądały zbyt młodo. „Z tyłu liceum, z przodu muzeum” – słyszałam od mężczyzn w rodzinie o kobietach, które „postarały się za bardzo”. Presja, by „nie oszukiwać własnym ciałem”, jest na tyle silna, że wiele znanych osób w młodości deklaruje, że nie sięgną po operacje plastyczne, ale potrzeba zachowania młodego wyglądu i rosnąca popularność zabiegów anti‑aging jest tak powszechna, że łamią te składane publicznie obietnice. Rozważania dotyczące tego, które kobiety poddały się operacjom, stają się rodzajem publicznego linczu, któremu z przyjemnością oddajemy się, przeglądając zestawienia „nieudanych operacji plastycznych”. Zdjęcia starszych kobiet, najczęściej niepozowane, są kompilowane z ich studyjnymi wizerunkami z młodości. Służą ku przestrodze – jeśli tylko zechcesz zbyt długo wyglądać młodo, to skończysz jak one – jako publiczne pośmiewisko 10 .
Dobrą ilustracją zjawiska jest przykład Madonny i olbrzymi ostracyzm, jaki w jej wypadku budzi zmiana wyglądu na młodszy. Tak jakby usunięcie zmarszczek faktycznie wymazało cały jej dorobek, wybudowanie 10 szkół w Malawi 11 , adopcje dzieci, walkę o równouprawnienie czy o feministyczną równość i widzialność osób nieheteronormatywnych itp. We wpisach na social mediach po jej występie na rozdaniu nagród Grammy czytam, że jej ciało wpisuje się w „działanie na rzecz utrzymania statusu quo dominacji «męskiego oka», które ogranicza, eliminuje, dzieli i poniża kobiety za wygląd”. Analizując od lat zmiany ciał dojrzałych kobiet, dostrzegam wzorce, które bardziej odpowiadają patriarchalnej estetyce: które są bardziej „naturalne”, mniej ostentacyjne. Madonna doprowadza swój image do skrajności, a jego performatywność podkreśla rozjaśnionymi na blond brwiami. Jej wizerunek krzyczy: „moje ciało, moja sprawa”, ale mało kto usłyszał ten głos. Chętnych, aby wypowiedzieć się o tym, jak wygląda i „co ona ze sobą zrobiła”, nie brakuje.
Gdy w roku 1990 Orlan rozpoczęła cykl The Reincarnation of Saint Orlan, przeistaczając swoje ciało przy pomocy operacji plastycznych w ideały kobiecego wyglądu znane i utrwalone w dziełach sztuki, też spotkała się z krytyką. Zarzucano jej, że pokazuje operacje plastyczne jako procedury, przez które bez większego uszczerbku można przechodzić po wielokroć. Opowiada o nich właśnie jak o performansie, który nie niesie za sobą bólu 12 i możliwości powikłań. Projekt trwał w latach 1990–1993 i w tym czasie artystka przeszła dziewięć operacji. Pierwszą wykonała, gdy miała 43 lata, a ostatnią w wieku 47 lat, ale oglądając jej zdjęcia z późniejszych dekad, mam wrażenie, że nie były to ostatnie, jakim się poddała. Nie spekulowałabym na ten temat, gdyby – jak to z dumą podkreśla – nie była pierwszą artystką, która z operacji uczyniła własne medium artystyczne.
I chociaż Pańcia rozpoczyna się w tym miejscu, na którym swój performans zakończyła ORLAN, to nie była ona nawet bezpośrednią inspiracją projektu. Gest ORLAN opowiada o „dyktacie piękna” (a nie o jego przemijaniu), a Pańcia o próbie zachowania status quo; drodze, którą kobiety przechodzą bez rozgłosu i samotnie. Zamiast widowiskowej sali operacyjnej i lekarzy ubranych we wspaniałe, zaprojektowane specjalnie na tę okazję kitle, jest ukrywanie się i samotność. Swój pierwszy zabieg z kwasem hialuronowym zrobiłam w 2018 roku w wieku 43 lat. Zrobiłam go trochę przez przypadek, ale szybko zdałam sobie sprawę z istnienia kobiecych rytuałów, o których nie miałam wcześniej pojęcia. Oczywiście widziałam, że dookoła powstaje coraz więcej klinik młodości, a skoro powstają, to znaczy, że jest coraz więcej osób zainteresowanych tym, aby z nich korzystać. Ale nigdy wcześniej, dopóki sama przez to nie przeszłam, nie widziałam nikogo po podaniu kwasu hialuronowego, który tworzy na skórze na kilka dni bąble. Albo tego, że wampirzy lifting to nie są efektowne kropelki krwi na skórze, które szokująco, ale też efektownie wyglądają na Instagramie, ale raczej opuchnięta przez kilka dni twarz, bo wstrzyknięte w skórę osocze bogatopłytkowe tworzy stan zapalny.
Korzystanie z przemysłu beauty oznacza wydatki i izolację. Inaczej jest to przedstawiane w zbiorowej narracji. Dominuje przekaz, że dobry wygląd to przede wszystkim kwestia pieniędzy i z pewnością jest to warunek niezbędny, ale poza tym niesie za sobą pokłady bólu, wstydu i osamotnienia. Każda osoba, która przechodzi operację, może liczyć na gesty współczucia i opieki w rekonwalescencji – chyba że jest to operacja plastyczna. Wówczas te reguły zostają zawieszone. Nigdy nie namawiałabym nikogo do tego, aby korzystał z przemysłu beauty, bo to podstępny proceder, który bazuje na naszych kompleksach i niepewności. Wykorzystując niemal nieograniczone środki, manipuluje relacją, jaką budujemy z własnym ciałem. „Oprócz niebezpieczeństw związanych ze spekulacją i nadużyciami w obrębie medycyny istnieje też niebezpieczeństwo, że ulepszanie ciała pozostanie rozwiązaniem indywidualnym, co wzmocni procesy stratyfikacji społecznej i wykluczenia, ponieważ «troszczenie się o ciało» wymaga posiadania pieniędzy, czasu i dostępu do usług i zasobów, na które nie może sobie pozwolić większość ludzi; dotyczy to zwłaszcza operacji. To, co widzimy obecnie, budzi już niepokój. Podczas gdy ciała jednych ludzi stają się sprawniejsze i doskonalsze, rośnie liczba tych, którzy ledwo mogą się ruszać z powodu nadwagi, choroby i złego odżywiania. Ciała i światy oddalają się od siebie” 13 .
Tym bardziej powinnyśmy go odtabuizować i nauczyć się o nim rozmawiać. Tylko wtedy nie damy się rozegrać, nastawić przeciwko sobie i bardziej świadomie podejmować decyzje, jakie koszty i ryzyko jesteśmy w stanie ponieść i czy w ogóle jest sens je ponosić. Tym bardziej, że coraz częściej na zabiegi decydują się „zwykłe dziewczyny” z klasy średniej, które chęć polepszenia komfortu obcowania z własnym ciałem starają się wykonać za możliwie niewielkie pieniądze. Nie raz odpowiadałam na pytania koleżanek, co naprawdę działa i czy boli. Nie wierzę, że uda nam się wyeliminować operacje plastyczne, w tym również te dotyczące starzenia się. Jako ludzkość zawsze byliśmy niezadowoleni ze swojego wyglądu i właściwie pod każdą szerokością geograficzną wytworzyliśmy sposoby na upiększanie ciał, niejednokrotnie bolesne i niebezpieczne. Wierzę jednak w ideę budowania bardziej egalitarnego społeczeństwa, w którym nasz wygląd będzie tak bardzo marginalizowany, jak to tylko możliwe, i w którym wiek nie będzie się przekładał na szansę zatrudnienia czy awansu. Społeczeństwa, w których kobiety nie będą musiały się podobać, aby utrzymać siebie czy swoje dzieci, bo będą mogły same na siebie zarobić, a odpowiedzialnością i kosztem wychowania kolejnych pokoleń będziemy się dzielić. Zupełnie odwrotnie niż wyglądem, który na zawsze powinien należeć tylko do osoby i w żadnym wypadku podlegać publicznym ocenom.